Login
Get your free website from Spanglefish
This is a free Spanglefish 2 website.

Snowdon


MOUNTAIN SUMMIT - THE ROOF OF WALES


SNOWDON - 1,085 metres

 

 Region  Hrabstwo Gwynedd: Park Narodowy Snowdonia
 Pasmo  Snowdonia
 Grupa  Grupa Północna
 Wybitność  1,038 metrów
 Centrum  Llanberis
WYPRAWY NA SNOWDON
17 kwiecień 2010 Wyprawa 2 osobowa: Pen-y-Pass (parking) - Llyn Teyrn (jezioro) - Llyn Llydaw (jezioro) - Miners Track (szlak górników) - Glaslyn - Yr Wyddfa (Snowdon szczyt - 1085m) - powrót tym samym szlakiem   
5 styczeń 2011 Wyprawa 2 osobowa: Pen-y-Pass (parking) - Llyn Llydaw (jezioro) - z uwagi na bardzo złe warunki pogodowe wspinaczka została w tym miejscu przerwana
21 May 2012 Solitary expedition: Pen-y-Pass (car park) - Llyn Llydaw (lake) - Pyg Track - Garnedd Ugain (1,065m) - Snowdon (1,085) - Miners Track

RELACJA GÓRSKA


Odkąd sam książę William, drugi w kolejce kandydat do tronu brytyjskiego, podjął się uczestniczyć w akcjach ratowniczych w górach Walii, niezwykle urosła ranga popularności Snowdonii, drugiego co do wielkości pasma górskiego w Wielkiej Brytanii. Wsród szczytów Snowdonii najwyższy jest Snowdon (1,085 metrów n.p.m), który jest jednocześnie najwyższym szczytem Anglii i Walii. Jest to prawdziwy rarytas wśród miłośników gór w Wielkiej Brytanii i tylko słynny szkocki Ben Nevis przewyższa go swoim pięknem i majestatycznym kształtem. Razem z angielskim Scafell Pike, szkockim Ben Nevis oraz irlandzkim Carrauntoohil, Snowdon tworzy tzw. Koronę Wysp Brytyjskich (the Crown of the British Isles). W języku walijskich Celtów, szczyt ten nosi nazwę Yr Wyddfa, czyli kopiec. Jednak anglo-sascy najeźdźcy Walii zmienili starożytną nazwę góry na snow dun, oznaczającej w języku starogermańskim wzgórze śniegu. I faktycznie, przez prawie sześć miesięcy w roku wierzchołek Snowdon pokrywa większa lub mniejsza, ale zawsze widoczna, warstwa śniegu.

Na szczyt Snowdon wiedzie kilka dobrze oznakowanych szlaków górskich. Niektóre z nich są łatwe i łagodne, a niektóre wymagają dobrej kondycji i znajomości techniki wspinaczkowej. W kwietniu br. udało mi się wejść na szczyt Snowdon, idąc jednym z łatwiejszych szlaków tzw. Miners Track (drogą górników). W górnych partiach góry zalegały jeszcze duże połacie śniegu, chociaż w połowie kwietnia było już kilka dość gorących dni. Szlak ten biegnie przez tzw. Snowdon Horseshoe, czyli Kopyto, z którego zboczy rozciągają się jedne z najpiękniejszych widoków na całe pasmo gór Północnej Walii, czyli Snowdonii. Snowdon udało mi się zdobyć po 5 godzinach intensywnego marszu, ale trudno byłoby mi powiedzieć, że żałowałem tego wysiłku, bo chociaż wierzchołek góry był dosłownie oblegany przez dziesiątki turystów, wspaniały widok wynagrodził mi wszelkie udręki i wyrzeczenia. Mogłem zobaczyć potężne szczyty sąsiadujące ze Snowdon, ale także odbicie tafli oddalonego o dobre 20 kilometrów Morza Irlandzkiego. Podobno przy bardzo dobrej pogodzie ze szczytu Snowdonu widać Góry Wicklow w Irlandii. Ja ich niestety nie widziałem. Może uda mi się je zobaczyć zaraz na początku przyszłego roku kiedy to będę podejmował zimową wyprawę na szczyt Snowdonu. Trzymajcie kciuki.

Dobrze wiedziałem, że ta wyprawa nie może się udać. Snieg i mróz od trzech tygodni paraliżują życie w Walii. Do granic Parku Narodowego Snowdonia sprawa nie wyglądała jednak tak beznadziejnie, ale gdy dotarłem do małej górskiej wioski Llanberis moja ostatnia nadzieja pękła. Zbocza gór pokryte grubą warstwą sniegu, a sam Snowdon, który nagle z otchłani wynurzył swój majestatyczny szczyt, wyglądał jak kunsztownie rzeźbiona kryształowa waza. Jest wtorek 4 stycznia w nowym roku. Właśnie skończyły się świąteczne wakacje i nigdzie nie widać żywej duszy. Jest już 9 rano, ale nadal panuje lekki mrok. Planowałem wcześniej napić się tutaj kawy, ale widząc te pustki zdecydowałem nie marnować więcej czasu. Z Llanberis pojechałem więc prosto, wąską i krętą górską drogą numer A4086, do oddalonego o około 5 mil na południowy wschód parkingu Pen-y-pass skąd biegną dwa szlaki górskie na szczyt góry Snowdon. Wolno pnę się w górę Przełęczą Llanberis, próbując uchwycić drogę przechodzącego tędy ileś tam tysięcy lat temu lodowca. Nareszcie dojeżdżam do parkingu i szybko dostrzegam parkujące już tam samochody. A więc nie będę sam. Naliczam około 6 czy 7 pojazdów. Wkrótce dołącza jeszcze jeden samochód, z którego wysiada młoda para. Zagadują pierwsi, że dzisiaj nie będzie łatwo. Ano nie będzię – odpowiadam im w duchu, a na głos z uśmiechem: - Can’t give up. Lets try it. Przytakują radośnie.

Zakładam na siebie wszystko, co się da i zaczynam wspinaczkę. Już po 100 metrach, gdy tylko żwirowata droga zamienia się w skalną scieżkę, zaczynam poruszać się jakby ktoś założył mi na stopy łyżwy. Jak tu iść? – pytam sam siebie i wiem, że nikt mi nie odpowie. Decyduję się na powrót. Młoda para Anglików szybko mija. Znów się uśmiechają. Odwzajemniam uśmiech i mówię, że będę szedł Szlakiem Górników, bo ten nie wróży niczego dobrego. Odpowiadają, że być może mam rację, ale i tak idą dalej starym szlakiem. Wrócam do parkingu i próbuję znaleźć jakieś informacje, ale nic tam nie widzę. Wchodzę więc na nowy trak, który wiem, że zaprowadzi mnie przynajmniej do pierwszego jeziorka zwanego Llyn Llydaw. Do jeziorka biegnie bowiem żwirowa nawierzchnia. To nejlepszy sposób na lód. Przede mnie wznoszą się wspaniałe widoki. Szczyty pozamarzane od wysokości ok. 650-700 m n.p.m. Dochodzę do jeziora. Tafla skuta lotem, miejscami popękana. Idę dalej do jeziorka Glaslyn. Po pół godzinie widzę małe lodowisko, po którym hula zrywający z ramion plecak wichura. Ale to dopiero początek. Za chwilę zacznie się prawdziwa walka z najgorszymi wiatrami jakie przyszło mi kiedykolwiek w życiu doświadczyć. Z trudem stawiam krok po kroku. Ważę 90 kilo, ale czuję że dla tego wiatru to żaden ciężar. Dosłownie rzuca mnie od jednej strony szlaku do drugiej. Wiatr bawi się ze mną jak piłką na plaży. Gdybym nie miał kijków było dość niewesoło. Idę skulony. Do ziemi dociska mnie plecak i jest to jedyny sposób na walkę z wichurą. Widzę skały skute lodem, jakby ktoś chciał je wszystkie zatopić w krysztale. Na szczeście jest sucho, chociaż po niebie przewalają się śnieżne chmury. Nad nimi słyszę jęki myśliwców RAF-u, których piloci zapewne ćwiczą lot w trudnych warunkach atmosferycznych. Dochodzę wreszcie do Glaslyn i staję przed srebrną ścianą Snowdon. Tak jak przewidywałem. Spotykam nagle dwóch rasowych himalaistów. Widząc ich zachowanie nie mam wątpliwości, że trenują przed wyprawą na K2, która jest zapewne ich ostatnim szczytem do zdobycia całej korony 8-tysięczników. Trochę onieśmielony pytam, czy zamierzają zdobywać dzisiaj szczyt. Ze zdziwieniem stwierdzam, że nie zamierzają potraktować mnie z góry, ale spokojnie odpowiadają, że spróbują. Uprzedzam ich pytanie i mówię z uśmiechem, że ja się tylko tu pokręcę wokół Glaslyn. Do szczytu jest jakieś 350-400 metrów, ale to przewyższa moje możliwości. Robię zdjęcia, zjadam lunch i gdy jestem już gotowy do odwrotu, moim oczom ukazuje się nagle jakiś punkcik na lodach Snowdona. Nie są dwa. Poruszają się wolno, ale widać, że schodzą wyraźnie w dół. Nawet moi himalaiści stoją i patrzą na nie ze zdumieniem. Punkciki wyraźnie się przemieszczają i po chwili zaczynają przybierać barwy – niebieski i fioletowy – aby w końcu nabrać ludzkich kształtów. Po kolejnych 30 minutach widać już wyraźnie, że to mężczyzna i kobieta. On radzi sobie dość dobrze, ale ona... wiadać, że okropnie się męczy. Raczej zjeżdża niż schodzi. Musi jednak uważać bo ze śniegu wystają co jakiś czas ostre krawędzie skał. Są wreszcie na dole. Himalaiści usmiechają się do nich z wyraźną empatią. On jest dumny, ona wściekła na cały swiat. Gdy mnie mijają ona rzuca do niego jakieś złowrogie mruknięcie. Nie chciałbym teraz być na jego miejscu – myślę sobie i schodzę wolno i radośnie w dół.

 

Click for Map
sitemap | cookie policy | privacy policy | accessibility statement