Login
Get your free website from Spanglefish
This is a free Spanglefish 2 website.

GARNEDD UGAIN


SZCZYT GÓRSKI


GARNEDD UGAIN - 1,065 metrów n.p.m.

 Region  Gwynedd: Park Narodowy Snowdonia
 Pasmo  Snowdonia
 Grupa  Grupa północna - masyw Snowdon
 Wybitność  72 metry
 Centrum  Llanberis
WYPRAWA NA GARNEDD UDAIN
21 maj 2012   Wyprawa 1 osobowa: Pen-y-pass (parking) - Pyg Track - Garnedd Ugain (1,065m) - Snowdon - powrót do parkingu Miners' Track

 

 

RELACJA GÓRSKA


W niedzielne popołudnie szybko spakowałem swoje rzeczy i wyruszyłem na spotkanie górskiej przygody. Kierując się na trasę krajową A55, przypomniało mi się hasło, które wpadło mi niedawno w oczy podczas przeglądania jakiegoś magazynu trekkingowego reklamującego nowy model kurtki Berghausa: Mountaineering is an adventure sport, so enjoy it but don't ignore it. Bardzo mi się ten slogan spodobał i teraz, zerkając często na mojego nawigatora satelitarnego, któremu dobrym intencjom doprowadzenia mnie do obranego przeze mnie miejsca niezbyt dowierzałem, podśpiewywałem sobie właśnie ten kawałek z melodią mojej własnej kompozycji, która raz brzmiała jak "Szła dzieweczka do laseczka" a raz jak utwór przewodni z filmu "Ojciec chrzestny".

W końcu jestem: Caernarfon jest sympatycznym miasteczkiem założonym przez starożytnych Celtów i rozbudowanym przez Rzymian. Mój ulubiony hotelik Travelodge ma atrakcyjną lokalizację: po wschodniej stronie czernią się granie Snowdoni, a po zachodniej wesoło pluskają fale Morzą Irlandzkiego. Nie ja jednak będę się delektował tymi widokami, jako że dostaję pokój na parterze z widokiem na zaplecze galerii Celtica. "Cóż - myślę sobie - za 19 funtów za pokój trudno, żeby mi dali pokój z widokiem na morze.

 

 

Zachód słońca zapowiadał wspaniałą pogodę następnego dnia. Niespotykany w tej części Europy upał przypominał mi trochę Wenecję. Trudno było mi udać się na nocleg do hotelu, gdyż wkoło było tyle atrakcji. Zegarek wskazywał prawie 22-gą, ale na uliczkach było jeszcze bardzo jasno. W końcu rozwaga zwyciężyła i poszedłem do siebie przygotować wszystko na jutrzejsze górołażenie. Musiałem zrezygnować ze śniadania w hotelu, które serwowano dopiero od 8 rano. Zdecydowałem się kupić coś o 6 rano w Tesco i zjeść śniadanie gdzieś na początku szlaku. Kawę wypiłem na stacji beznynowej i tak przygotowany mogłem stanąć do boju pokonania Snowdona. O godzinie 7 rano byłem już nasycony i gotowy na wyzwanie Snowdona.

Snowdon to góra mityczna. Jest nietylko najwyższym szczytem Wielkiej Brytanii bez Królestwa Szkocji, ale jest także otoczona najróżnorodnymi legendami. Jedna z nich głosi, że góra powstała na bazie szkieletu potężnego smoka pokonanego własnoręcznie przez samego króla Artura, legendarnego celtycko-rzymskiego władcę Walii. Potężne szczyty rozrośnięty wokół Snowdona to spiący Rycerze Okrągłęgo Stołu, którym król Artur przykazał pilnować, aby pokonany smok czasem nie powrócił do życia. A mnie oczywiście przypomniała się inna górska legenda o tatrzańskich śpiących rycerzach.


Gdy zajechałem na parking przy szlaku (a była – przypominam – jeszcze dość wczesna pora jak na tutejsze warunki) widok okazał się przerażający. Masy ludzkości jak na powitanie pary królewskiej. „Oj, mogę zapomnieć o samotnej wędrówce górskiej” – myślę gorzko”, ale wpadam na pomysł, aby iść innym niż tradycyjnym szlakiem, który i tak znam dobrze z poprzednich dwóch wyjazdów. Decyduję się iść tzw. Pyg Track, co ja tłumaczę w wolnym tłumaczeniu z walijskiego na częstochowski jako Szlak Świń. Jest on co prawda trudniejszy i męczący, ale za to pustawy. Tylko na szczycie będą przepychanki, ale tu już późniejsze zmartwienie.

Z zaciśniętym gardłem przełykam gorzką pigułę jaką jest 10 funciaków za parking na przełęczy Pen-y-pass. Próbuję sobie wytłumaczyć, że parking należy do Parku Narodowego Snowdonia, a więc moje 10 funtów pójdzie na zbożne cele, ale …… do jasne anielskiej …… 10 funtów za parking???!!!! Pewnie, że mógłbym poszukać coś wolnego przy szosie, ale potem trzeba drałować kilka mil wzdłuż szosy po asfalcie. Szkoda czasu – uspokajam się. Płacę pokornie, nalepkę za opłacenie parkingu przylepiam po wewnętrznej stronie szybki w samochodzie, wyciągam z bagażnika sprzęt, przebieram się i …… idę. W końcu idę na szlak, a słońce na wysokościach zaczyna już nieźle przypiekać. Dobrze, że mam z sobą krem przeciwsłoneczny – górska formuła.

Szybko się wznoszę i szybko doecieram do jeziora Glaslyn. Jego przejrzyste wody wdzięcznie odbijają wysmukłą sylwetkę Garnedd Ugain, młodszego brata Snowdona. Jezioro Llyn Llydaw, znacznie większe, ale niżej położone, zostawiam w dole. Ja jestem już na wysokości ok. 650 metrów. Teraz dopiero zaczyna się prawdziwe wspinanie, a nawet kilka małych scramblingów. Wysokie, śliskie skały nie daje dobrego oparcia dla moich butów. Łatwo się ześlizgnąć. Muszę byc uważniejszy bo już kilka razy ześlizgnąłem się ze skały i tylko w ostatniej chwili podstawiony kij trekkingowy uchronił mnie od upadku. W końcu dochodzę do ostatniego żlebu. Tu zbiegają się oba szlaki i tłok jak przy wejściu do Marksa & Spencera w Boxing Day. Jest dość stromo więc ludziska strasznie się gramolą i sapią. Ja również sporo się męczę, ale już jestem na grzebiecie. Godzina 12 w południe. Niedługo pora na lunch, ale przecież nie będę jadł na niewielkim obszarowo szczycie z setką innych turystów. Podejmuję więć, jak się później okazało, idealną decyzję. Zamiast na szczyt Snowdona skręcam na północ. Przede mną szczyt Garnedd Ugaina (1,065 metrów n.p.m.) i dodatkowa godzina wspinaczki. Z miłym zaskoczeniem stwierdzam, że nikogo w koło nie ma. Nagle wszyscy jakby zapadli się pod ziemię. Jest dość stromo po obu stronach krawędzi. Muszę uważać, bo upadek mógłby się skończyć fatalnie. Po jednej stronie jeat ok. 300-metrowa przepaść, a po drugiej, zachodniej, jeszcze głębsza. Ostrożnie wychylam głowę i widzę jakieś 400 metrów pionowej, gładkiej ściany. Dreszcze przechodzą mi po krzyżu. Ruszam dalej. Około 13-tej docieram na szczyt, wyciągam wałówkę i jem. Moimi jedynymi towarzyszami są fruwające nad głową mewy, które tylko czekają na jakiś kawałek jedzenia. Potem jeszcze zdjęcia i już mogę iść na Snowdona.

Dochodząc do głównego zbocza Snowdona przy jego ostatniej fazie zastanawima się nad pochodzeniem góey. Wczoraj wieczorem czytałem w przewodniku, że Snowdon powstał w czasach zlodowacenia, kiedy to potężny lodowiec, torując sobie drogę do oceanu, wypchnął na bok dość sporych rozmiarów masyw granitowy. Jego ostateczny rozmiar natomiast uformowały późniejsze wybuchy wulkaniczne. Dzisiaj uznaje się ostatecznie , że przesuwający się lodowiec odpowiedzialny jest za wyrzeźbienie piramidy szczytu Snowdona oraz dwóch sąsiednich szczytów: Crib Goch i Y Lliwedd. Dwa ostatnie często wykorzystywał Edmund Hillary w celach treningowych przed wyprawą na Mount Everest w 1953 roku.

Samo słowo „snowdon” jest pochodzenia starogermańskiego i oznacza zwyczajnie „śnieżną górę”, nie mniej oryginalna nazwa szczytu „Yr Wyddfa” wywodzi się z języka celtyckiego i oznacza grobowiec legendarnego smoka Gawr Rhitta o monstrualnych rozmiarach, którego pokonał król Artura. Z tymi myślami docieram na szczyt. Tam aż głębi się od ludzkości. Ale nie przejmuję się tym za bardzo, mówiąc sobie: "co tam. Najważniejsze, że pokonałem całą trasę bez zbytniego zmęczenia i to o 1 godzinę szybciej niż 2 lata temu. Wtedy - pamiętam - konałem po powrocie do domu. A jak będzie tym razem? Zobaczymy. Do parkingu zszedłem trasą tradycyjną, zbytnio już nie zważając na przemieszczające się grupy ludzi.

Click for Map
sitemap | cookie policy | privacy policy | accessibility statement